Dzisiaj rano była piękna pogoda, a o 7.00 nie było jeszcze tak gorąco. Postanowiłam więc pójść z mamą na spacer, gdyż mieszkam blisko Arturówka, pięknych, zalesionych terenów ze stawami. Wiedziałam, że z każdym krokiem temperatura będzie coraz wyższa, zatem założyłam szorty.
Około 2 lat temu miałam stwierdzone atopowe zapalenie skóry. Swędzi przeobrzydliwie i niestety wynika z niego to, że powinnam unikać truskawek, cytrusów, rosołów, zup na nich, pomidorów, ostrych przypraw.... można by wymieniać i wymieniać. Ja ostatnio przestrzegam tego bardzo, bo już stało się to naprawdę nie do zniesienia.
Jednak dzisiaj coś się stało. Nie mam pojęcia czemu. Szłam, szłam w tych krótkich spodenkach i nagle zaczęły mnie okropnie swędzić nogi. Lekko się podrapałam nie przejmując się za bardzo. Ale za chwilę świąd był coraz gorszy, aż musiałyśmy z mamą wracać, bo byłam na granicy płaczu.
Nie życzę AZS nawet najgorszemu wrogowi. NIKOMU. Nogi miałam czerwone, jakbym je co najmniej spaliła na słońcu, miały strukturę sztruksów (były widoczne takie rynienki od podrapań), a co najgorsze, w kilku miejscach rozdrapałam je do krwi.
"Nie drap się", słyszałam. Haha, dobre sobie. Bardzo łatwo powiedzieć. Ale kiedy ma się ochotę rozdrapać nogi do mięsa, do bólu, "nie drap się" wydaje się komiczne.
Wyszłam z lasu, weszłam do samochodu i świąd ustał. Co to może być? Czyżby od traw? Najprawdopodobniej. Już dawno temu byłam umówiona na testy alergiczne i idę w ten poniedziałek. Mam nadzieję, że coś wykażą.
Może ktoś z Was miał taki problem i chciałby się podzielić radą?
Pozdrawiam,
Luna
Londyńskie niebo, 2011